Lista aktualności Lista aktualności

O nadobnej Tanewie i rycerzu Gołdapie

Poznaj kolejną piękną legendę z naszego regionu!

 

 wersja I       

Wśród wojowniczych plemion tatarskich Złotej Ordy przed każdą kolejną wyprawą na Polskę zastanawiano się nie raz nie dziesięć razy.

- Co robić, ażeby z kindżałem w garści dostać się do zamku twardego Gołdapa? Niczego nie wymyśliliście, niczego nie wypatrzyliście, pustogłowe barany? To po cóż leźliście taki kawał drogi? – powarkiwał chan tatarski na szpiegów powracających zza polskiej granicy z nie najlepszymi wieściami. – Gdyby nie zamek Gołdapa, mielibyśmy otwartą drogę w głąb krainy Lachów. Poszlibyśmy z orężem na przebogaty kupiecki Sandomierz, na zamożną Sieniawę i na Opatów pełen benedyktyńskich drogocenności ofiarowanych zakonowi przez króla. Wiem, co chcecie powiedzieć, baranie głowy! Że Gołdapowe grodziszcze można ominąć i pójść dalej bokiem. Ba, ale co będzie, jeśli straszny ów rycerz z ostrym toporem spadnie nam na zady? Wzięci w dwa ognie, możemy stracić nie tylko krańców i łupy, lecz również i życie.  

  W tym czasie za Bugiem wśród plemion Rusi Halicko- Wołyńskiej gadano podobnie.

- W jaki sposób zdobyć orle gniazdo twardego Gołdapa? Bez puszczenia z dymem jego twierdzy trudno myśleć o udanej wyprawie na ziemię sandomierską, a może i sieradzką? W każdej chwili mógłby nas przecież zaatakować od tyłu- radził się kniaź halicki wojowników otaczających go ciasnym kręgiem i słuchających pilnie. – Wiele modłów nakazałem w cerkwiach. Wiele też czarnych wołów przykazałem zarżnąć jako ofiarę leśnym bogom po to, by dopomogli mi w zwycięskiej wyprawie na Lachów. I co? I nic. Nasze modły, nasze woły i nasze bogi widać za słabe, bo ile razy próbowaliśmy zdobyć Gołdapowe zamczysko, tyle razy musieliśmy się cofać w popłochu. Rany, guzy i bolesne sińce były jedyną naszą zdobyczą.

  Nie inaczej mówiono w okolicznych szczebrzeszyńskich puszczach.

- W lochach podziemnych na zamku twardego Goldapa kryja się ponoć skarby, o jakich nie śniło się nawet niemieckiemu cesarzowi- mruczał herszt leśnych zbójców, zza olszynowej kępy spoglądając tęsknie na wysokie i groźne zamczysko. – Duszę rad oddałbym czartu, byle móc znaleźć się tam z pustym workiem choćby jeno przez pół pacierza.

- Diabłów lepiej na pomoc nie wzywać. Zwłaszcza że można obejść się bez kupczenia ludzką duszyczką- jednooki drągal pochylił się i dziabnął łokciem grubego zbója pod żebro. – Mam chytrą myśl. Co byście rzekli, braciszkowie mili, gdybyśmy porwali twardzielowi córkę? Z pewnością oddałby za nią nie jeden ale ze dwadzieścia, albo i ze czterdzieści worów złota, srebra oraz najcenniejszych klejnotów. Wszyscy przecie wiedzą, że swą piękną jedynaczkę, Tanewą ją zowie, stary rycerz miłuje nad życie.

Herszt poskrobał się za uchem  i westchnął:

- Mmm, lecz jak to uczynić, mądralo? W twoich radach rozumu nie więcej niż w komarze sadła. Bo może niby nie wiesz, że owa śliczna młódka w ogóle nie opuszcza zamkowej góry? A do środka twierdzy bez wiedzy Gołdapowych strażników nie przeniknie nawet najchudsza jaszczurka.

    O zdobyciu zamczyska na trudno dostępnym wzgórzu zarówno okrutni Tatarzy, jak i bitni wojowie halickiego kniazia, a także leśni rozbójnicy pozbawienie zupełnie sumienia, mogli sobie co najwyżej pomarzyć. Do warownego grodziska rycerz Gołdapa zbliżyć się nie było wcale łatwo, a cóż dopiero wdrapać się na górę i wtargnąć za bramę z modrzewiowych bali. Niechaj więc nikogo nie dziwi, że wśród tej głuszy samotny zamek cieszył się sławą twierdzy nie do zdobycia.

    Przesady w tym nie było żadnej. Siłę polskich toporów oraz mieczy ustokrotniło bowiem położenie warowni w tym miejscu wytyczonym przez ludzi mądrych i przewidujących, ponadto zaś wybornie znających się na sztuce wojennej.

     Pośród gęstego boru z jodłą, świerkiem i sosną, w bagnistych dolinach gęsto pociętych przez rzeki, rzeczki i liczne tu strugi, porosłych olszynowymi łęgami, a także kępami wonnych ziół- rajem pracowitych pszczół i ciężko latających trzmieli- wyszukano wzgórze, strome i wysokie co najmniej na czterdzieści łokci. To właśnie na nim postanowiono wybudować grodzisko warowne, strzegące spokojnych ziem Roztocza przed nieoczekiwana napaścią wroga.

     Najpierw na koronie wzgórza usypano wał ziemny, solidny i wysoki na cztery albo i na pięć łokci, następnie umocniono go kamieniami i okruchami skał, a dopiero na nim wbito ostrokoły. Czyli palisadę z twardych dębowych i modrzewiowych bali. Wystawiono też cztery baszty narożne ze strzelnicami dla łuczników. Wreszcie na końcu wybudowano wewnątrz okazałą siedzibę dla książęcego namiestnika oraz cztery nieco mniejsze chaty dla zamkowej załogi.

      Przed laty zamczyskiem dowodził rycerz Kazimierza Sprawiedliwego, zaufany sługa książęcy Gniewosz, potem jego syn Gołomb, obecnie zaś siedział tutaj wnuk Gniewosza Gołdap, mąż szlachetny, odważny i tak nieustępliwy wobec nieprzyjaciół, że wszyscy ludzie – i swoi, i obcy- zwykli wymawiać jego imię wraz z nieodłącznym przydomkiem: twardy.

         Twardy Gołdap synów nie miał. Miał tylko jedna córkę o imieniu Tanewa. Prześliczną dziewczynkę o jasnych jak len warkoczach, lekko zadartym nosku i źrenicach bardziej modrych od chabrów kwitnących pośród jęczmienia.

         Kiedy Tanewa ukończyła osiemnaście wiosen, ojciec obdarował ją szubką z zimowych lisów, naszyjnikiem z bursztynowych korali oraz czerwonymi bucikami sprowadzonymi specjalnie na te okazję aż z Krakowa. Wieczorem zaś poprosił ją o chwile poważnej rozmowy.

         - O co chodzi, tatku mój? – dziewczyna szczęśliwa i wesoła, nagle zatrwożyła się. – Wyznaj, proszę. Bo minę masz, jakby rozbolał cię okrutnie ząb lub głowa.

         Gołdap spojrzał córce w oczy.

- Na ból głowy kielich miodu z miętą wystarczy zupełności- rzekł. – Natomiast na ból zęba dobry jest kielich miodu z szałwią. Niestety, tym razem nie pomoże mi ani największy garniec miodu, ani nawet pełna beczka.

- Cóż się stało? Mów szybko tatku.

- O rękę twoją dziś mnie poproszono, córko- westchnął rycerz. – Pójdziesz za mąż?

- Za kogo?

- Za młodego i dzielnego woja. Znasz go doskonale. Kocha cię, powiada, ponad własne życie.

Młódka spłoniła się i spuściła wzrok.

-Pójdę- szepnęła.- Ja również Spytka miłuję. Bardzo. Jako i ciebie, tatku mój.

- Ależ ja nie o Spytku mówię. O Jędrzeju Wilce Ucho ci gadam. Jego swaty odwiedzili mnie dzisiaj z prośbą i przebogatymi darami.

- Za Jędrzeja nie pójdę! Nie mogę i nie chcę- Tanewa potrząsnęła energicznie głową. – Wiem, że łucznik to wyśmienity i niestrachliwy, lecz nie kocham go tatku. Nie gniewaj się, ale innego już miłuję.

- Przymuszać cię nie myślę, córko- na pooranej troskami twarzy rycerza pojawił się uśmiech. – Szczęście twoje i moim przecież będzie. Jędrzejowi Wilcze Ucho jeszcze dziś każę podać na stół czarną polewkę i grochowy wieniec. Niechaj wedle dawnego obyczaju dowie się, że nic z jego konkurów, bo masz chłopca innego.

         Tak się też i stało. Jędrzej Wilcze Ucho odszedł z niczym. Natomiast po tygodniu ogłoszono na zamku uroczyste zrękowiny. Modrooka Tanewa szykowała się do wyjścia za mąż za ukochanego Spytka, najdzielniejszego z oszczepników w Gołdapowej drużynie.

         Do ślubu jednak nie doszło. Przygotowania przerwał bowiem niespodziewany najazd Tatarów. Książe sandomierski pociągnął z rycerstwem ku granicy, aby stawić czoło najeźdźcy. Wraz z księciem pośpieszył również Gołdap ze Spytkiem i zbrojną gromadą. Dla obrony twierdzy na wzgórzu pozostałą jeno garstka wojów,  niewielka lecz dzielna.

         Nie darmo doświadczeni ludzie na świecie powiadają, że nienawiść nienawiść nie jednego jest uczuciem stokroć silniejszym niźli najgorętsza miłość. Sprawdziło się to i w roztoczańskich borach. Odtrącony rywal, który w skrytości marzył o okrutnej  zemście, zorientował się w mig, iż oto nadeszła pora działania. Pod pozorem przepatrzenia okolic opuścił zamek i wyruszył naprzeciw Tatarom. Po dniu i po nocy dotarł do jednej z ord ciągnących bokiem.

- Wiedźcie mnie do waszego wodza, do chana- zawołał na widok jeźdźców dosiadających małych kudłatych koników. – Nie zwlekając pomówić z nim muszę.

- Wielki chan z hołyszami na gadanie  czasu nie traci- zaśmiał się jednooki Tatarzyn w wilczym serdaku włosiem na zewnątrz. – Prędzej na pal trafisz, pusta makówko. Albo w jasyr ze sznurem arkanu na szyi.

- Powtarzam, prowadźcie mnie do waszego chana. I to szybko, kudłacze. Ja jeden wiem, jak zdobyć Gołdapową warownię i tamtejsze skarby.

- Wiesz? Nie łżesz aby? – jednooki wolał się upewnić. – A zatem chodź ze mną.

         Przed wodzem tatarskim zdrajca ukląkł na obydwa kolana i uderzył czołem o murawę.

- Panie Wielki!- zawołał. – Przybyłem, aby oddać ci zamek twardego  Gołdapa i wszystkie jego skarby pod jednym jedynym warunkiem.

- Jakim, niewierny?

- Gołdapowa córa, błękitnooka Tanewa moją będzie. Więcej łupów nie pragnę. Zadowolę się tylko tą branką.

- A dlaczego, niewierny? Może ty coś knujesz w głębi robaczywej duszy? – chan tatarski popatrzył podejrzliwie na klęczącego. – Gardzisz worem szczerego złota i klejnotów z Gołdapowego skarbca? Nie pojmuję cię. Wszakże za srebro i złoto od moich wojowników mógłbyś kupić dziwek ile dusza zapragnie. Zajrzyj do naszych taborów, popatrz, jakie mrowie czeka tam na takich, którzy mają złoto albo klejnoty. Rusinki, Laszki, jasnowłose Litwinki, czarnobrewe Wołoszki. Wybieraj, jakie tylko zechcesz.

- Kiedy jeno tej jednej nagrody pragnę- pokręcił głową Jędrzej Wilcze Ucho. – O innych nie myślę. Wszystkich pozostałych jeńców oraz wszelkie złoto i cenne klejnoty wam pozostawiam do podziału.

- Niech będzie, jak postanowiłeś, niewierny. Ilu moich ludzi potrzeba ci do pomocy?

- Siedemdziesięciu. Dobrze uzbrojonych i starannie ukrytych w zaroślach pod zamkową górą. Do ataku skoczyć mogą dopiero na mój sygnał. Wtenczas, kiedy warownia będzie cała płonąć. Nie wcześniej.

- Płonąć? – chan trącił końcem szabli klęczącego, by podniósł głowę. – A jakże chcesz tego dokonać, niewierny?

- Przy pomocy tej oto niespodzianki- odpowiedział Jędrzej Wilcze Ucho i wskazał worek za plecami.

- Co w nim kryjesz?

- Gołębie.

- Drwisz sobie ze mnie, niewierny? – chan uniósł krzywą szablę zamierzając ukarać zuchwalca. – Przecież to zwyczajne leśne ptaki. Bezrozumne gołębie, nawet nie orły i nie drapieżne sokoły.

- Nie leśne i nie zwyczajne, ale moje własne i wcale nie głupie. I jeszcze kilka sąsiedzkich, które tam na górze również mają swoje gniazda. Wypuszczone z worka ani chybi polecą wprost do zamku. Pomyśl, gdyby przywiązać im do łap wysuszoną hubę i podpalić, pożar tamże zawloką. A płonący zamek zdobyć już przecie nie sztuka.

- Hi, hi, hi! Serca chrześcijańskiego nie masz, giaurze- rozchichotał się wielki chan, gdy wreszcie pojął zamierzony podstęp. – Za o duszę tatarską masz. Albo diabelską. Bierz stu ludzi i pal zamczysko, jakeś sobie zaplanował.

         Postąpiono dokładnie tak, jak obmyślił zdrajca. Przerażone gołębie pofrunęły niosąc tlącą się hubę do swych gniazd na zamkowych strychach. Wkrótce pożar ogarnął zabudowania, potem przerzucił się na smolisty ostrokół. Warowne grodzisko zapłonęło niczym żagiew.

         Jednego Jędrzej Wilcze Ucho nie przewidział. Obrońcy woleli śmierć w ogniu niźli tatarską niewolę. Nie poddali się. Zginęli wszyscy. Także i Tanewa.

         Tanew straszliwej tragedii garstki obrońców dowiedziano się po zwycięskim powrocie z wojny od pastuszka ukrytego podczas najazdu w zaroślach. Zaniemówiono ze zgrozy.

         Żałobną ciszę przerwał  Spytko. Zapas strzał włożył do kołczana, miecz wyostrzył i dosiadł srokacza. Wyruszył na poszukiwanie Jędrzeja Wilcze Ucho. Zamku na wzgórzu nie odbudowano. W wypalonych ruinach osiadł rycerz Gołdap jedynie ze starym sługą.

         Od tamtej pory puszczacy mieszkający w borach Roztocza przepływającą tam rzekę nazywają Tanwią, całe wzniesienie Gołdą, natomiast samą wysoką i stromą górę z widocznymi do dziś resztkami ziemnego wału- Gołdapowym Zamkiem. Lub zwyczajnie Zamczyskiem.

 

wersja II

Na przełomie XII i XIII w. na wzgórzu otoczonym bagnami, w widłach dwóch rzek, w głębokiej puszczy stał gród warowny, który służył jako miejsce schronienia dla mieszkańców okolicznych wiosek. Gród zbudował i rządził nim słynny rycerz o imieniu Gołdap. Gołdap lubował się we wszelkiego rodzaju potyczkach i bitwach stąd też bardzo często był nieobecny w grodzie. Podczas jego nieobecności rządy przejmowała jego bardzo piękna córka, jedynaczka o imieniu Tanewa.

 

 

Gród Gołdapa został zburzony i o tym opowiadają dwie legendy:

  1. Podczas jednej z nieobecności Gołdapa, na gród napadli Tatarzy, gród spalili a mieszkańców wymordowali. Przywódca Tatarów piękna Tanewę chciał wziąć w jasyr, a ta chcąc uniknąć hańby, skoczyła z urwiska ponosząc śmierć. Gołdap powróciwszy z wyprawy zastał zniszczony gród i martwą córkę. Z rozpaczy, gród doszczętnie spalił i zamieszkał na górze jako dziwak i samotnik.
  2. Gród napadli Tatarzy, a ponieważ był dobrze broniony, nie mogli go zdobyć, postanowili zatem, że będą go oblegać tak długo aż zmuszą mieszkańców grodu do poddania się. Oblężenie się przeciągało. Tatarzy wpadli na szatański pomysł jak zdobyć gród. Otóż gród zamieszkiwały nie zliczone ilości gołębi, które latały po okolicy. Tatarzy namoczyli groch w gorzałce, rozsypali go wabiąc w ten sposób gołębie, które pojadłszy grochu potraciły przytomność. Zostały wyłapane, a gdy przytomność odzyskały, przyczepiono im do nóżek tlące się hubki. Gołębie powróciwszy do grodu spowodowały jego pożar. Zajęci gaszeniem ognia mieszkańcy zostali napadnięci i wybici a gród zniszczony.

 

Ile w tym prawdy, któż to wie? Prawdą jest natomiast, że położona w lesie, otoczona bagnami góra do niedawna jeszcze zwana była Gołdapią, a płynąca u stóp góry rzeka nazywa się Tanew.